Tak się jakoś złożyło, że już od blisko dziesięciu lat żyjemy bez telewizora. Nie brakuje nam tego mebla, nie odczuwamy potrzeby posiadania wielkiej plazmy, nie katujemy uszu reklamowym wrzaskiem. Z tego też powodu czasami dochodzi do różnych, śmiesznych zazwyczaj sytuacji towarzyskich, kiedy rozmówca dowiaduje się, że można żyć bez telewizji. Ostatnio taka historia - ktoś zagadnął mnie czy widziałem super-duper wypasioną mega-reklamę jakiegoś banku. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie widziałem, bo nie mam telewizora. Rozmówca skamieniał na moment po czym zapytał:
- No jak to? A mecze gdzie oglądasz?
- Meczy to już w ogóle nie oglądam, bo mnie nie interesują. Wiadomości mam w necie i w radio, czytam prasę itd.
Widzę rosnące zdumienie na twarzy mojego rozmówcy, milczenie przedłuża się niebezpiecznie. W końcu nie wytrzymuje i rzuca z dezaprobatą:
- No rozumiem, że można meczy nie oglądać, ale żeby w ogóle telewizora nie mieć, to już jest przegięcie!
Po czym odwrócił się na pięcie i poszedł.