Światowe Dni Młodzieży. Nie było wieszczonego armagedonu. Nie było klęski, porażki, zamachu. Być może nawet ci, którzy opuścili miasto trochę teraz żałują, że nie mogli poczuć tej radosnej atmosfery, która opanowała Kraków przez kilka ostatnich dni. Młodzi ludzie z całego świata pokazali, że chrześcijaństwo, że katolicyzm, może być też radością, spontaniczną zabawą i pozytywnym szaleństwem. Byliśmy widzami wspaniałego święta, które być może odmieni twarz i serce polskiego chrześcijaństwa. I nawet ci, którzy jeszcze parę tygodni temu podchodzili do tej imprezy z dużym malkontenctwem, z mocno krytycznym nastawieniem (ja również się do nich zaliczam) muszą powiedzieć uczciwie, że była to impreza niezwykle udana. Papież Franciszek zostawił nam dużo mocnych słów do przemyśleń, postawił nam pytania, na które musimy znaleźć sobie odpowiedzi. Od każdego z nas osobno zależy jak spożytkuje to dziedzictwo.
Moja relacja jest niepełna, nie byłem wszędzie. Nie byłem na nocnym czuwaniu w Brzegach i na mszy tam odprawionej rankiem, nie byłem na pożegnaniu Papieża na lotnisku. Zdjęcia wykonałem dla redakcji "Tygodnika Powszechnego". Zapraszam.
I. Oczekiwanie - Kraków zapełnia się pielgrzymami z całego świata. To wygląda jakby wszystkie narody Afryki, Azji, Europy i obu Ameryk zebrały się w naszym mieście.
II. Deszczowy drugi dzień. Ulice Krakowa, oczekiwania na Błoniach na oficjalne rozpoczęcie Światowych Dni Młodzieży.
III. Papież Franciszek wylądował na krakowskich Balicach.
IV. Jasna Góra. Zupełnie inny nastrój, inna atmosfera. Jest bardzo "po polsku", bardzp "pielgrzymkowo".
V. Tego samego dnia Kraków wieczorem.
VI. Droga Krzyżowa na krakowskich Błoniach i powrót.
VII. Spotkanie Papieża z wolontariuszami, którzy pracowali przy obsłudze ŚDM. Kraków - Tauron Arena.
VIII. Koniec :)